Alaryk (370–411) – odwet lekceważonego sojusznika, czyli cios wymierzony w samo serce imperium
Oblężenie Rzymu z 410 roku, francuska miniatura z XV w., zdj. Wikipedia
Właściwie można by go nazwać wodzem nieszczęsnym, ale do historii przeszedł jako ten, którego napad na Rzym stał się prawdziwym dopustem bożym, i mimo że miasto już od kilku lat nie było siedzibą cesarza, rezydującego w tym czasie w Rawennie, najazd ów okazał się spektakularnym ciosem zadanym w samo serce zachodniego imperium. Kim więc był ten hardy władca Wizygotów, który ośmielił się stanąć u bram Rzymu, i dlaczego to zrobił?
Właściwie można by go nazwać wodzem nieszczęsnym, ale do historii przeszedł jako ten, którego napad na Rzym stał się prawdziwym dopustem bożym, i mimo że miasto już od kilku lat nie było siedzibą cesarza, rezydującego w tym czasie w Rawennie, najazd ów okazał się spektakularnym ciosem zadanym w samo serce zachodniego imperium. Kim więc był ten hardy władca Wizygotów, który ośmielił się stanąć u bram Rzymu, i dlaczego to zrobił?
Wodzem Wizygotów Alaryk został w 395 roku. Był sojusznikiem Rzymu wspomagającym go w konfliktach militarnych swoją zdeterminowaną, opartą na konnicy armią. Nie były mu obce rzymskie obyczaje i zdawał sobie sprawę, że jedynie współpraca i sojusz z cesarzem mogą gwarantować jego współbraciom długotrwały spokój i stabilizację. Znał też problemy, z którymi borykało się zachodnie imperium, do których należały przede wszystkim najazdy wojowniczo nastawionych plemion, ustawicznie przekraczających granice na Dunaju i Renie. Prośby Alaryka skierowane do cesarza Honoriusza były wygórowane, ale nie nierealistyczne. Wśród nich było żądanie zmiany statusu oddziałów gockich z pozycji foederati na pozycję regularnej armii pod jego dowództwem, domaganie się złota i zboża w zamian za obronę rzymskich interesów, ale też terenów, na których mogliby się osiedlać jego poddani. Należy zaznaczyć, że obsadzanie wysokich stanowisk w armii rzymskiej przez tzw. barbarzyńców nie było niczym nowym. Rzymianie wykorzystywali ich umiejętności, rozgrywając poszczególne plemiona przeciw sobie, a także angażując ich do doraźnych walk, jakie z nimi na okrągło toczyli. Tak więc z perspektywy Alaryka Wizygoci ginęli za Rzym i mimo tego, że byli jego sojusznikami, czuli się wykorzystywani i poniżani, ale przede wszystkim pozostawieni samym sobie w obliczu agresywnych Hunów. Ponieważ dla Rzymian warunki stawiane przez Wizygotów były nie do przyjęcia, a z drugiej strony zdawali sobie oni sprawę z siły militarnej Alaryka, zwodzili go i kluczyli aż do momentu, gdy zdenerwowany rzymskimi intrygami, ale przede wszystkim niezapłaconym żołdem za jedną z wypraw wojennych, wódz ten, stając na czele swej 30-tysięcznej armii, postanowił pokazać cesarzowi Honoriuszowi, do czego jest zdolny. Ruszył na Rzym, rabując znajdujące się po drodze miejscowości, a na jesieni 408 roku rozpoczął oblężenie miasta, odcinając go od dostaw żywności. W zamian za 5 tysięcy funtów złota, 30 tysięcy funtów srebra, tysiące jedwabnych tunik, tysiące skór i... 3 tysiące funtów pieprzu oblężenie zakończono. Wśród dóbr zajętych w ramach kontrybucji znalazły się też (według przekazu kronikarza Zosimosa) metalowe elementy pogańskich świątyń. Alaryk miał nadzieję, że akt ten zmusi cesarza do ustępstw, a jego żądanie pozyskania ziemi na terenach Norykum (nad Istrem), dostaw zboża i regularnego żołdu dla swojego wojska zostanie dosłyszane. Cesarz, początkowo skory do negocjacji, ostatecznie, gdy Alaryk odstąpił od bram Rzymu, wycofał się z nich. Dalsze pertraktacje trwały cały rok i nie przyniosły rezultatu – Alaryk czując się zlekceważonym, a równocześnie dbając o respekt w szeregach własnych oddziałów, ponownie zaczął oblegać miasto i ponownie negocjować, aż wreszcie w 410 roku jego żądne łupów wojsko wkroczyło do Rzymu. Nie było to trudne, gdyż wygłodzeni, osamotnieni i zmęczeni latami niepewności rzymianie nie stawiali wielkiego oporu i sami otworzyli bramy, aby zmniejszyć przewidywane straty i udobruchać okupanta. Przez trzy dni Wizygoci plądrowali i grabili miasto. Jako dobry chrześcijanin, choć ariańskiego obrządku (arianizm), Alaryk oszczędzał jednak kościoły i ludzi szukających w ich wnętrzach schronienia. Nie zależało mu na mordach, ale na łupach, miasto więc nie doznało znaczących strat.
Niektórzy badacze, jak choćby Peter Brown, twierdzą wręcz, iż był to jeden z najbardziej cywilizowanych napadów w dziejach świata. Jednak dla samych rzymian, którzy od stuleci żyli, jak mniemali, w mieście niezwyciężonym, stanowił on prawdziwy cios – zarówno dla przedstawicieli tradycyjnych starych kultów (tzw. pogan), jak i dla chrześcijan. Według pierwszych winę za dewastację miasta ponosili chrześcijanie, którzy wypierali ich kulty i niszczyli świątynie opiekuńczych bogów. Dla chrześcijan najazd innego chrześcijanina był nie do pojęcia. Roma – urbs sacra, miasto emanujące świętością swych dwóch najważniejszych męczenników, Piotra i Pawła, dopiero co uwolnione od pogaństwa (przynajmniej oficjalnie), miało być przecież oazą bezpieczeństwa i dobrobytu.
Rabunek Rzymu, tak dotkliwie odczuty, analizowany był przez kilku znaczących pisarzy chrześcijańskich tamtego czasu, między innymi przez Augustyna, późniejszego świętego – biskupa afrykańskiej Hippony, do której przybywali przerażeni pogromem rzymianie, opowiadając o gwałcie zadanym ich miastu. Augustyn po długim namyśle stwierdził, iż Rzym został jedynie skarcony „jak sługa, który znając wolę swego pana i czyniąc rzeczy godne kary, otrzymuje wielką chłostę”. Natomiast Hieronim, gdy doszła do niego wieść o losie Rzymu, miał powiedzieć: „Z tym miastem zginął cały świat”.
Rzym nie stanowił dla najeźdźców wartości samej w sobie. Ogołocony z kosztowności i pożywienia, szybko został przez nich opuszczony. Skierowali się na południe, z zamiarem przedostania się przez Sycylię do Afryki. Jako zakładniczkę wzięli przebywającą w tym czasie w mieście siostrę cesarza Honoriusza, Gallę Placydię. Pomysł przerzucenia wojsk na statkach przez Cieśninę Mesyńską okazał się jednak z powodu burzy nie do zrealizowania, Alaryk zmienił więc swój plan i w poszukiwaniu miejsca dla siebie i swych ludzi skierował się ze swym wojskiem na północ, po drodze rabując, co się dało.
Co się stało z samym Alarykiem – nie wiemy. Możemy tylko domniemywać, że został otruty albo padł ofiarą zarazy. Jego następcą został Ataulf, który pojął za żonę uprowadzoną cesarską siostrę i osiadł ze swymi wojownikami w Galii, licząc, że jego ślub zmieni nastawienie Honoriusza. Ostatecznie w 416 roku doszło do rozejmu między Wizygotami i cesarzem imperium zachodniego. Po oddaniu Galli Placydii, mając zagwarantowane dostawy zboża, Wizygoci stali się sojusznikami cesarza w walce z nacierającymi na tereny Galii Wandalami i w końcu cesarz pozwolił im na osiedlenie się w Akwitanii, zwolnił ich z podatków i rzymskiej jurysdykcji.